autobus na rowerzeblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(6)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy autobus.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Bory Tucholskie

Dystans całkowity:457.91 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:30:14
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:42.50 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:65.42 km i 4h 19m
Więcej statystyk

Bory Tucholskie 2011 [7/7]

Piątek, 5 sierpnia 2011 Kategoria Wyprawy, Powyżej 100 km, GPS, Bory Tucholskie
Km: 116.39 Km teren: 0.00 Czas: 07:17 km/h: 15.98
Pr. maks.: 39.10 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 114,22 km
Całkowity czas: 10:12:36
Czas w ruchu: 7:33:25
Maks. prędkość: 191,70 km/h
Średnia prędkość: 11,19 km/h
Średnia prędkość poruszania: 15,11 km/h
Min. wysokość: 15 m
Maks. wysokość: 153 m
Wzrost wysokości: 1509 m
Min. nachylenie: -51,3%
Maks. nachylenie: 68,7%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 200 m (wysokość od -46 m do 154 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 566 m
Całkowity spadek terenu: 551 m



Wyjątkowo wciągające 116 km. Mogłem przebierać w krajobrazach kół, naczep i felg. Niektórzy z kierowców TIR-ów zachęcali do przyjrzenia się bliżej stanowi bieżników (być może - obładowany nie wiadomo czym - przypominałem im zakład wulkanizacyjny, albo serwis). Do wyboru miałem szukanie alternatywnej drogi (na śladzie widać, że próbowałem), jednak wiązało się to z wydłużeniem trasy o jakieś 30% i/lub jechaniem w piachu... Od Kowalewa do Żnina ucieczkowo: udało się nieco odetchnąć od bocznego wiatru, zakłócanego falami uderzeniowymi przejeżdżających ciężarówek.

Generalnie: katorga. Przystawałem i zjeżdżałem na nieistniejące pobocze na widok prawie każdego większego samochodu w lusterku. Niektórym nawet tak nie było w smak: pozdrawiam serdecznie kierowców, którzy mijając mnie włączali syreny. Szczególnie motywujące było to wtedy, kiedy byłem w ruchu...

Stan przejściowy:


Bydgoszcz, jak w dowcipie: dziura, to dziura. ;)
Przebijanie się przez duże miasta to to, co sakwiarz autobus lubi najbardziej (co poradzić, spieszyło mi się)...


To już dzień następny, po nocy spędzonej na działce (wystarczyła jedna, porządna ;)):
- Przepraszam, ale mama nie pozwala mi rozmawiać z nieznajomymi. ;)

Bory Tucholskie 2011 [6/7]

Czwartek, 4 sierpnia 2011 Kategoria 71 - 100 km, Bory Tucholskie, Wyprawy
Km: 78.41 Km teren: 0.00 Czas: 05:26 km/h: 14.43
Pr. maks.: 27.60 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android, GPSies.com: trup w każdej sakwie.

Charbike nie zaakceptował średniej prędkości z poprzedniego dnia (do tego wieczorem zachciało mi się blipować i szukać zasięgu) więc trasa nie zapisana, akumulator od aparatu ciągnął na rezerwie, jedyne - optymistyczne - że mogłem posłuchać sobie mp3-ki. Przez jakiś kwadrans.

Z tej masy nieszczęść wynikło osiem zdjęć (z czego pierwsze trzy zrobione nie mam pojęcia gdzie), nocleg za krocie w jakimś ośrodku wczasowym, gdzie spisano prawie wszystkie moje dane nie zważając na przepisy UODO, bucząca (na ucho ~104 dB) lodówka w pokoju (wyłączyłem - zaczęła się rozmrażać i nawadniać linoleum...) oraz smród w łazience, który zneutralizowałem skutecznie swoim własnym.

Zapraszam do obejrzenia zdjęć (jeśli zastanowicie się nad każdym kilka minut, nawet nie zauważycie jak zleci wam godzina). :)

Nie wiem gdzie (jakby co, domena jest moja, ok?)






A tutaj wiem! :) Prom rzeczny na Jeziorze Koronowskim:


Czy jeśli schodzę z roweru, to ja go opuszczam, czy rower opuszcza mnie?


A ja tam byłem, wody z jeziora nie piłem, chociaż nie pływały w niej żadne pantofelki (tylko jeden taki kozak, ale blisko brzegu więc się nie liczy).


This strange... nie, to już było w Mylof.


Koronowo (i tyle z niego widziałem - ostrzegam: ostatni dzień będzie jeszcze bardziej interesujący!).


Tak zupełnie na marginesie: kiedyś moja żona śmiała się ze mnie, że wyszedłem po nią na dworzec w piżamie, a to wcale nie była piżama tylko spodenki w paski, które można było swobodnie nosić poza domem. ;]

Bory Tucholskie 2011 [5/7]

Środa, 3 sierpnia 2011 Kategoria 31 - 70 km, Bory Tucholskie, GPS, Wyprawy
Km: 76.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:12 km/h: 14.62
Pr. maks.: 31.70 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 73,85 km
Całkowity czas: 9:30:53
Czas w ruchu: 5:20:39
Maks. prędkość: 29,70 km/h
Średnia prędkość: 7,76 km/h
Średnia prędkość poruszania: 13,82 km/h
Min. wysokość: 144 m
Maks. wysokość: 214 m
Wzrost wysokości: 1356 m
Min. nachylenie: -18,7%
Maks. nachylenie: 10,9%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 80 m (wysokość od 140 m do 220 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 372 m
Całkowity spadek terenu: 391 m



Strudzony i głodny (a jakże!), bez grosza przy ciele, doturlałem się do Wdzydz Kiszewskich. Byłem blisko stanu wszystko-mi-jedno, więc kiedy zobaczyłem zadaszony bar i mnóstwo marnującego się miejsca wokół nie omieszkałem zapytać i pozwolono mi się (zupełnie) rozłożyć. Zamiast skorzystać z okazji posłuchałem podszeptów Wdzydzkiego czorta, który ukazał mi się w postaci pewnego przemiłego małżeństwa z dzieckiem. Upadły anioł w trójcy i zdaniu jedyny zaproponował abym ruszył za nim w głąb, co bez wahania uczyniłem (jak jakiś głąb). Gdzieś tam, nieco dalej miało znajdować się takie fajne miejsce, idealne... Owszem, było: otwarte pole przy ruchliwej szosie, w samym środku ośrodka, z którego to pola w każdym momencie mógł mnie ktoś wyrzucić, ktoś zadeptać, jeszcze inny opróżnić mi śmietnik na głowie albo nasikać na namiot. Trwoga mnie ogarnęła na myśl, że te cztery rzeczy mogłyby zdarzyć się naraz...

Do baru nie chciało mi się wracać tym bardziej, że było pod górkę i ze dwa razy przynajmniej trzeba było wykręcić kierownicą, aby tam dojechać. Postanowiłem poszukać czegoś innego. Z pseudo-pola namiotowego trafiłem pod rynnę pobliskiego hotelu, gdzie kilkanaście metrów za ogrodzeniem, zaszyty płytko w lesie zapadłem w sen błogi, przytulon do namiotu podłogi. :)

Rankiem okazało się, że nikt nie wpadł na to, aby w ośrodku postawić bankomat. Jedynym sposobem na najedzenie się i nie-wypłacenie jakiekolwiek kwoty było odszukanie restauracji, w której można zapłacić kartą. Zjadłem więc jajecznicę, najdroższą chyba w moim życiu bo okraszoną mnóstwem nie pasujących do niej przystawek (minimalna kwota zamówienia: 20 złotych...). Chyba całkowicie mnie wczorajszy zły duch opętał (albo dlatego, że nieszczęścia nie mają innego wyjścia i muszą chodzić parami), bo zanim wyruszyłem w dalszą trasę pozwoliłem sobie na dosyć niezwykły wyczyn: wejście na 36-metrową wieżę widokową...

Wspominałem chyba o lęku wysokości, który mam? Lęk zaczął brać mnie w kleszcze mniej więcej w połowie drogi na górę, w nadziei na całkiem ciekawe zdjęcia dotarłem jednak na szczyt i... czy żałuję? Wtedy żałowałem, zesztywniały ze strachu, nie potrafiąc zejść, nie będąc nawet w stanie zawołać o pomoc! ;) Na szczęście dziś, kiedy - po ponad półrocznej, niezwykle drogiej terapii - wspominam tamte chwile, jestem właściwie zupełnie spokojny (na wszelki wypadek opuszczę nieco niżej fotel, bo podłoga nagle zaczęła oddalać się w niepokojąco szybkim tempie). ;)

Jezioro Wdzydze. Wody, które chciałbym przepłynąć wzdłuż, wszerz i jeszcze raz wzdłuż, nie musiałbym przy tym powtarzać żadnego z odcinków. :) Piękne miejsce. Obiecałem wieży, że jeszcze tam wrócę i ją do wody przewrócę. ;)










Bliżej ziemi - znacznie lepiej. Ucałowałem każdy z kajaków, po czym zrobiłem im pamiątkową fotkę (gdzieniegdzie można dostrzec na kadłubach ślad szminki). ;)


Następnie to, co autobusy lubią najbardziej, czyli bezdroża i sporadyczne błądzenie między przystankami.


Chwila zadumy nad konstrukcją niepodobną zupełnie do niczego mi znanego...


Zabudowania, których widok obudził pewne bardzo przyjemne skojarzenia, budząc przy okazji kilka motyli w moim brzuchu:














Achtung - Panzer! ustawiony na (jak się domyślałem) niezwykle ważnej, strategicznej pozycji.


Przemknąłem chyłkiem, po chwili jednak zrozumiałem skąd tak drastyczne środki ostrożności: Rezerwat Kamienne kręgi w Odrach. Miejsce z jednej z tych epok, do których chciałbym się przenieść choćby na chwilę. Kto wie, być może gdybym zjawił się nagle z wyładowanym rowerem w samym środku jakiegoś neolitycznego obrzędu, dziś kamienie nie byłyby poukładane w kręgi, tylko miały postać kół ze szprychami?




Miejsce faktycznie chyba magiczne i pełne energii, bo im dłużej tam przebywałem, tym wyższą temperaturę miała woda w mojej butelce. ;)


Czersk. Przegapiłem to miasto nieco... Przejechałem przez nie niczym pospieszny i byłbym żałował chyba...




...gdyby nie ostatni odcinek trasy: malowniczy, kojarzący się wiadomo z czym:










Nie znalazłszy pola biwakowego, które okazało się istnieć wyłącznie na mapie, ostatecznie rzuciłem sakwy i rower w trawę blisko brzegu jeziora, wyszukałem w trzcinach miejsce, w którym mógłbym zaczerpnąć nieco wody i zwilżyć zakurzone czoło. Skończyłem rozbijać namiot kiedy było całkiem ciemno. Rano odkryłem, że niczym śliwka w kompot, wpadłem w niezłe g..., właściwie placki, zupełnie nie nadając się do spożycia. Zaś miejscowość, w pobliżu której nocowałem to... Krąg, pomimo że od Kamiennych Kręgów dzieliło mnie dobre 20 km. Ki diabeł?

Bory Tucholskie 2011 [4/7]

Wtorek, 2 sierpnia 2011 Kategoria GPS, Bory Tucholskie, 31 - 70 km, Wyprawy
Km: 52.58 Km teren: 0.00 Czas: 03:58 km/h: 13.26
Pr. maks.: 33.70 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 51,29 km
Całkowity czas: 9:01:48
Czas w ruchu: 4:13:25
Maks. prędkość: 32,4 km/h
Średnia prędkość: 5,68 km/h
Średnia prędkość poruszania: 12,14 km/h
Min. wysokość: 150 m
Maks. wysokość: 210 m
Wzrost wysokości: 1222 m
Min. nachylenie: -13,1%
Maks. nachylenie: 8,0%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 64 m (wysokość od 147 m do 211 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 409 m
Całkowity spadek terenu: 414 m



Nie spieszyłem się dzisiaj. Poprzedniego dnia też zresztą nie. Zbyt wiele mijałem miejsc, przy których warto było się zatrzymać, zsiąść z roweru, przysiąść... Nie fotografować, patrzeć. (np. poniższe: before & after ;))


Starałem się być jak najbliżej wody, nie chciała jednak woda przyjść do autobusa, więc autobus musiał co jakiś czas zjeżdżać do wody. Jezioro Wdzydze (drugi zjazd i kolejny rzut okiem oraz kołem):


To ma już nieco mniej wspólnego z wodą (pomijając zawartość niektórych tkanek). Nabrałem ochoty na grę w szachy, jednak nie mogłem znaleźć wystarczającej ilości referencyjnych krów. Te, które zebrałem z pola nie chciały spokojnie leżeć, jeśli zaś - jakimś cudem - legły i leżały w bezruchu, okoliczni mieszkańcy nie chcieli na nie włazić, nawet po mianowaniu na hetmana, czy króla... Pat.


Zagadka: jaki procent tego zdjęcia zajmuje substancja drzewiasta, w dowolnej formie (nagrodą jest 10 hektarów lasu do wycinki albo puszczenia z dymem):


Ha! To z kolei zagadka dla mnie: podążywszy (podążmniejżywy też trochę, z głodu powodu) za planszami "Rezerwat projektowany" dotarłem do miejsca nie przywodzącego na myśl żadnego znanego mi rezerwatu. Nawet gdyby posadzić 1000-letnie dęby na dzikiej plaży, na którą trafiłem, nie stałaby się ona rezerwatem. Jednak cisy ozdabiające drogę prowadzącą na badziewny cypel, to cisy nad cisy. Nigdy nie widziałem takich cisów, w takiej ilości, takich. Naprawdę. Być może przeoczyłem rezerwat jadąc do tego spodziewanego?




Dróżka, gruszka i pietruszka...






Przepraszam, jeszcze bobry: - Witaj miły Panie Bobrze, czy w tym stawie Panu dobrze? - Głupio musiałem wyglądać recytując to do zwalonego drzewa. Na szczęście w okolicy były tylko bobry. :)


Dziemiany.


Jedno z moich ulubionych:


Nie, to nie kolejna wyprawa Szlakiem Wymarłych Dworców Kolejowych, choć temat nadal pociąga. :)


Zrobiłem pętlę i... to chyba najczęściej fotografowany przez sakwiarzy mostek w tym rejonie (to, że największa kłoda od dwóch lat prawie nie zmieniła pozycji zwalam na wiedźmę Blair, albo na subtelne wpływy kamiennych kręgów w Odrach):


20 minut w plecy (masaż pleców):




Linki hamulcowe dałbym sobie pociąć w najdalszym zakątku Szkocji (gdybym tam kiedyś zawitał), ale gdzieś już wcześniej widziałem podobne zdjęcie...


Pozostałych nie widział nikt poza mną, do tej pory. Perswazją (i być może urokiem osobistym) wymusiłem na pani zamykającej blaszak z jedzeniem i piciem, żeby go dla mnie otworzyła i coś odgrzała. W międzyczasie zjawiło się kilka aut na innych niż moje i Bike'a numerach. Krótka, radosna wymiana zdań: - I pan tak jeździ z tym wszystkim? Daleko? Ile kilometrów dzisiaj? - Tak. Z tym wszystkim. Tysiąc kilometrów. - Małe dowartościowanie zanim znajdę odpowiednie miejsce na nocleg.




W następnym odcinku: widok z lotu autobusa.

Bory Tucholskie 2011 [3/7]

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 Kategoria Wyprawy, GPS, 31 - 70 km, Bory Tucholskie
Km: 35.10 Km teren: 0.00 Czas: 02:19 km/h: 15.15
Pr. maks.: 38.90 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 32,67 km
Całkowity czas: 4:59:39
Czas w ruchu: 2:15:46
Maks. prędkość: 32,40 km/h
Średnia prędkość: 6,54 km/h
Średnia prędkość poruszania: 14,44 km/h
Min. wysokość: 152 m
Maks. wysokość: 218 m
Wzrost wysokości: 610 m
Min. nachylenie: -11,4%
Maks. nachylenie: 8,6%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 67 m (wysokość od 152 m do 219 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 188 m
Całkowity spadek terenu: 197 m



Obudziłem się po nocy pełnej mokrych snów, snów o nadchodzących deszczach. Po zapięciu dwóch i rozpięciu kolejnego zamka błyskawicznego moim oczom ukazało się niebo (chyba jedno z tych pierwszych, bo nieco za chmurami). Na deszcz się nie zapowiadało, namiot ucieszył się, że nie zmoknie, śpiwór (nawet się nie poruszył) wylądował w pokrowcu, lewa sakwa mrugnęła porozumiewawczo do prawej (nie wiem co to za gra, ale chyba wymieniają się zawartością, kiedy nie patrzę - to by wiele wyjaśniało... ;)


Nie mam zamiaru zastanawiać się po roku nad tym, co wtedy mijałem, albo co jadłem. ;) Nice:


Włosy anioła, który upadł do tej właśnie strugi i trochę w niej przeleżał. Chciałoby się rozczesać, gdyby miało (się) odpowiednio duży grzebień (albo splątać w powróz):


Z tym (tą) Kaszubą to trochę nie do końca taka (ta) Kaszëba jest (o tym w dalszej części). Miejscowośćwskaz jednak wzruszył: :)


Leśno.


Kompletnie odmienione wnętrze w porównaniu do tego sprzed lat dwóch, które (przypadkiem) uwiecznił meak. Kompletnie, bo jeszcze w 2009 "trwał krzyż, choć zmieniał się świat" - po renowacji krzyż pokonała zbyt silna lakierobejca i coś jeszcze chyba, bo zniknął zupełnie...


Banał. Lubuję się w takich banałach (dopisać na kolejną wyprawę: wytrychy):


Czy jeśli uwagę mojego obiektywnego (uzbrojonego w obiektyw) oka zwraca beztrosko tuptający we własnych odchodach drób, to znaczy, że czas go zjeść?


Wiele (więcej dalej):








Tylko najśmielsi i najbardziej otwarci na nowe doznania mogliby wypłynąć łódką z kamienia w morze. ;) Wiem, wiem: to tylko symbol, metafora taka. Drugą metaforę w postaci kalwarii z sanktuarium (dwa w jednym, jak szampon) miałem za plecami, niestety zamkniętą na cztery spusty.


Nadal zwiedzam i jeżdżę dookoła, nie mając świadomości nieuchronnego...


Na przełomie gromnicznika i strumiannika? Nie, to nie brzmi najlepiej. ;)


Zagadałem się nad hot-dogiem z panią od hot-(nieco cold)-dogów z budki przy plaży. Zaczęło siąpić, siąp postanowił być bardziej stanowczy, ok. 15:00 przyszła nowa zmiana. "Deszcz, permanentnie" miała napisane na plakietkach i "Nikogo stąd dzisiaj nie wypuścimy".

Spłynąłem ze zmianą na agroturystykę. Po kąpieli, której potrzebowałem tak sobie, a która była mi bardzo potrzebna, przyjrzałem się uważniej temu, w czym ugrzęzłem: w antyku. Natychmiastowa myśl: zamiast 35,- za dobę właściciele mogliby policzyć sobie dwa razy więcej za kontakt z muzealną zawartością.

Mąż właścicielki też wydawał się być antykiem: równo szurał szczotką odkurzacza po dywanach, w rytm jej poleceń. Szczupły, mierny, jednak odpowiedział mi na kilka ważkich pytań, z których wynikało: Kociewie to nie Kaszuby. "Kaszuby" to świetne hasło dla turystów, nawet jeśli region (w promocyjnym sensie) ociera się o Wielkopolskę.

Wracając do tematu: sporo "agro" w dywanie i fotelach - nie musiałem jeść kolacji, nawdychałem się roztoczy, rano wstałem dziwnie syty (pewnie parę stworzeń wlazło mi przez nozdrza do żołądka kiedy spałem).


Shot:


Downstairs...


Upstairs.


Co zrobić, jeśli przestało padać a jest zbyt późno, żeby wyruszyć w dalszą drogę? Usiąść i wyławiać lustrzanką: :)






Następnie wrócić na zapchloną kwaterę i mieć nadzieję, że jutro będzie tak samo pełne roztoczy i kurzu ...i takich właśnie wieczorów (albo zupełnie innych):

Bory Tucholskie 2011 [2/7]

Niedziela, 31 lipca 2011 Kategoria Bory Tucholskie, 31 - 70 km, GPS, Wyprawy
Km: 66.46 Km teren: 0.00 Czas: 04:15 km/h: 15.64
Pr. maks.: 42.50 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 55,72 km
Całkowity czas: 10:36:49
Czas w ruchu: 4:57:04
Maks. prędkość: 33,35 km/h
Średnia prędkość: 5,25 km/h
Średnia prędkość poruszania: 11,25 km/h
Min. wysokość: 139 m
Maks. wysokość: 200 m
Wzrost wysokości: 991 m
Min. nachylenie: -11,9%
Maks. nachylenie: 25,8%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 67 m (wysokość od 135 m do 202 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 390 m
Całkowity spadek terenu: 389 m



Właściwa przygoda zaczyna się tutaj.
Obudził mnie rześki, wilgotny świt. Woda w zbiorniku nie zachęcała do kąpieli (wszedłbym brudny, a wyszedł zielony - jeśli będę potrzebował takiego rozwiązania na pewno wrócę do Mylof). Makaron na szybko, herbata na nieco wolniej, ukłon w kierunku wczoraj prawie_poznanego_taty...


Uważny rzut oka na namiot sakwiarzy rozbity nieopodal (podczas osiedlania potrzebowali pewnie pomocy ekipy budowlanej - być może nawet przywieźli ich sobie w przyczepce)...


- Rozmiar jednak nie jest najważniejszy - pomyślałem. Odnotowałem jeszcze, że peleryna przeciwdeszczowa Bike'a nieco się rozdarła przez noc (pewnie się wiercił we śnie) i nie zastanawiając się długo zrobiłem co należało.


Pojechałem dalej. :)


Klosnowo. Poprosiłem gospodarza o napełnienie butelki czystą wodą. Wciąż wzrusza, kiedy inni spoglądają z niedowierzaniem na obładowany sakwami rower, wypytują i nie mogą się nadziwić, że można w ten właśnie sposób podróżować... :)






Jarcewo, choć z początku miałem wrażenie jakbym wjeżdżał do lokalnego Forbidden City - to oczywiście pewne uproszczenie. ;) Ktoś wypytany opowiedział, że był to kiedyś spory majątek pruski, niemiecki, coś w tym języku. Potem (czego nie trzeba chyba dodawać) ziemię i zabudowania przejęło państwo i na szczęście nie zniszczyło tego, co ładne:






Nieczynna gorzelnia:


Nieczynne drzewo:


Charzykowy. Wiedziałem, że długo tu nie zabawię - tyle ile potrzeba, aby uzupełnić węglowodany. Miejscowość wypoczynkowa, trochę jak Mazury na granicy Borów (miejscowi na turystów mówią "Warszawiaki", mogę się tylko domyślać z jakiego powodu). Głośno, tłoczno, ale za to przyjemne ścieżki rowerowe dookoła tego turystyczno-pamiątkarsko-gastronomicznego "centrum":


Być może jedyny na świecie wodojazd:


Ten Lotos to chyba jakiś nieznany satelita Saturna, a Mors to brzydka literówka (pomijając nieprawidłowe parkowanie):


Sail away!


Pływalna suszarka do bielizny: :)


Prawym i słusznym jest kiedy my (rowerzyści) klniemy na parkujące na ścieżkach rowerowych samochody, albo spacerujących po nich ludzi. Kilkaset metrów dalej jednak minąłem 3-osobową rodzinę, prowadzoną nonszalancko przez tatusia, który bez odrobiny wstydu pedałował chodnikiem (takim jak na poniższym zdjęciu), zamiast skorzystać z pustej ścieżki. Z takim skutkiem, że pani prowadząca dziecięcy wózek zmuszona była ustąpić i zjechać z należnego dla niej miejsca wprost po moje koła. Nie wiem co mnie powstrzymało przed opieprzeniem tego pożal się boże cyklisty...


Takie miejsca pozostawiam za sobą z pewną ulgą: :)


Że zapomnieli zamalować? A nie, bo wciąż na fali:




Kamień z serca. ;)


:)


Kolory. PN Bory Tucholskie mieni się kolorami: zielenie w milionach odcieni, żółcie..., niby las jakich wiele, a jednak inny. Pewnie dlatego ktoś (z podobną wrażliwością na barwy) pomyślał o tym, żeby utworzyć w tym miejscu Park Narodowy. ;)




Płęsno:


Struga Siedmiu Jezior:






Było tak ślisko, że zakaz wjazdu rowerem był jakby trochę... zbędny:


Lobeliowe (chyba):




Kolorowe:




W samej rzeczy. :)


W końcu kaszubski akcent, chociaż tabliczki "Zakaz palenia..." i "Wejście..." brzmią całkiem znajomo (dzień w Borach i już zaczynam rozumieć tą gwarę - to magia tego miejsca ;)):




Zza krat: (dlaczego zamykają kościoły dla strudzonych wędrowców i nienasyconych fotografów? bóg tylko wie)


Zjeżdżam stąd.


Fajne. Kiedy pada nie trzeba chować się do środka, tylko można pod środek: :)


Chwila relaksu: kajaki spływające Zbrzycą (wieki nie pływałem kajakiem, chcę nadrobić):


Symboliczne:


Być może jez. Zmarłe:


Nocleg na polu namiotowym w miejscowości Laska (z wiadomych powodów nie odmieniam nazwy ;)). Pole namiotowe pełniące - głównie - funkcję bazy noclegowej dla spływów kajakowych. Właścicielka pocieszyła: mam szczęście, że nie przyjechałem dzień wcześniej, bo przypłynęło do nich 150 osób. No tak, do prysznica pewnie bym się nie dopchał...

Bory Tucholskie 2011 [1/7]

Sobota, 30 lipca 2011 Kategoria 31 - 70 km, Bory Tucholskie, GPS, Wyprawy
Km: 32.97 Km teren: 0.00 Czas: 01:47 km/h: 18.49
Pr. maks.: 33.40 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 32,87 km
Całkowity czas: 3:19:05
Czas w ruchu: 1:58:43
Maks. prędkość: 32,60 km/h
Średnia prędkość: 9,91 km/h
Średnia prędkość poruszania: 16,61 km/h
Min. wysokość: 135 m
Maks. wysokość: 185 m
Wzrost wysokości: 451 m
Min. nachylenie: -8,1%
Maks. nachylenie: 8,3%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 51 m (wysokość od 135 m do 186 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 181 m
Całkowity spadek terenu: 152 m



Część pierwsza zaległego Tucholenia. Uważny czytelnik dostrzeże podobieństwo do innej wyprawy początek wyprawy Marka, ale pomimo tego, że wygląda na to samo, jest inaczej. Momentami nawet w przeciwnym kierunku. Za to zaś, że niektóre zdjęcia są niemal identyczne odpowiadam nie ja, tylko Marek, niech on się tłumaczy. ;)

Na wstępie mego listu poznajmy się: użyteczny upgrade Bike'a: komórkowa ładowarka rowerowa CharBike (Bikiemu podoba się nazwa). Użyteczny, ale mało skuteczny ...poniżej 10-12 km/h. Jeśli narzekam to tylko na piaszczyste, borowe drogi, które uniemożliwiały miejscami utrzymanie takiej prędkości na czas potrzebny do naładowania akumulatorów. Poza tym świetne urządzenie.

Gniazdo zapalniczki samochodowej CharBike'a zamontowałem o tak...:


...telefon włożyłem o tu:


A wszystko podpięte do prądnicy w piaście...:


...z sercem tego skomplikowanego systemu schowanym w jednej z kieszeni sakw. Voilà:




Zanim to, co poniżej - pociąg. Konduktor wypytywał o okablowanie roweru, jednak nie wydawał się rozumieć zasady działania CharBike'a. Mogę tylko dziękować, że nie wlepił mi kary za ponadwymiarową piastę. Swoją drogą nie wiem dlaczego większość ludzi, którzy widzą po raz pierwszy mój rower pyta: - A co to jest takie duże, tam, z przodu?. - Piasta - odpowiadam. - Taka duża?

Pociąg, jak to pociąg: mało skomplikowane połączenie, i już byłem na miejscu. :) Tuchola


Tuchola to jedno z tych miasteczek, w których na trasie nabieram sił. W Pizzerii Milano zjadłem obiad ;), prześledziłem mapę i (mniej więcej) obliczyłem dokąd dam radę dotrzeć jeszcze tego samego dnia. Otarłem usta chusteczką, wpiąłem stopy w strzemiona, rzuciłem okiem na stylowe parasole na rynku, coś w zaułku przyciągnęło uwagę obiektywu i...








- Teraz to już z górki - Pomyślałem, z brzuchem pełnym pizzy i głową opuchniętą od wyobrażeń mających mnie spotkać wrażeń. :)


Jedna z późniejszych piramid nie-egipskich.


W tym miejscu moje stare serce zabiło nieco mocniej:


Tutaj nieco zwolniło, Bike za to przyspieszył:


Czy widzicie to, co ja? :)


Dostrzegam minusy pisania relacji z wyprawy po pół roku od niej. Nie pamiętam nazw rzek, które mijałem (Wielki Kanał Brdy?)...


...przynajmniej zapamiętałem, w którym miejscu zaparkowałem rower.


Pomyślałem, czy może się do nich nie przyłączyć z namiotem. Wczesna godzina, jednak pizza w brzuchu zamiast przyzwoicie się spalać zaczęła wysyłać do mózgu senne sygnały... Z 200 metrów usłyszałem, że rozmawiają po niemiecku, a ja nie umiem ani słowa w tym języku - jak tu poprosić o zapałki albo o Cheeseburgera? :) - jadę dalej.


Rytel i zakupy na wieczór.






Mylof, zapora.
Pstrągi w barze za srebrniki, krótka rozmowa ze stałym bywalcem, rozbicie namiotu na polu za grosze. Ujął mnie pewien tata (znowu ta bariera językowa), który z synem spływał, pontonem. Dopóki nie zrobiło się całkiem ciemno obserwowałem ich, marząc, że i ja tak bym chciał, kiedyś...


This Strange Engine.


Namiot - co ja bym bez ciebie... (zaczynam antropomorfizować? spać.)

kategorie bloga

Moje rowery

Drugie wejrzenie 1338 km
Stara miłość czasami jednak rdzewieje

szukaj

archiwum