autobus na rowerzeblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(6)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy autobus.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Powyżej 100 km

Dystans całkowity:221.41 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:13:05
Średnia prędkość:16.92 km/h
Maksymalna prędkość:39.30 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:110.70 km i 6h 32m
Więcej statystyk

Wycieczka do oksfordu i kimerydu.

Sobota, 27 sierpnia 2011 Kategoria GPS, Powyżej 100 km, Wycieczki
Km: 105.02 Km teren: 0.00 Czas: 05:48 km/h: 18.11
Pr. maks.: 39.30 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 106,11 km
Całkowity czas: 9:06:31
Czas w ruchu: 6:13:53
Maks. prędkość: 52,23 km/h
Średnia prędkość: 11,65 km/h
Średnia prędkość poruszania: 17,03 km/h
Min. wysokość: 110 m
Maks. wysokość: 186 m
Wzrost wysokości: 1343 m
Min. nachylenie: -55,9%
Maks. nachylenie: 37,6%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 146 m (wysokość od 107 m do 253 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 632 m
Całkowity spadek terenu: 673 m

Znowu cudowna maksymalna prędkość i przewyższenia z My Tracks. Przemilczę to.



Haiku:
Po ocenie trasy wniosek nasuwa się logiczny:
Zrobił mi się trip geo-logiczny.

Oświecił mnie sebekfireman. Nie mam oczywiście na myśli włączenia światła w ciemnym pomieszczeniu, ani oświetlania sylwetki latarką - Sebastian pomógł mi uświadomić sobie, że nie uważałem na studiach. Bo zamiast grać w piłkarzyki (dla młodzieży: analogowa, długopisowo-kartkowa wersja FIFA'y) powinienem był skupić się na tym, co wykładali wykładowcy-prowadzący. Gdybym uważał, wiedziałbym zapewne, że nie dalej niż 60 km od miejsca mojego zamieszkania znajduje się kamieniołom. Nie wiedziałem. Ale kiedy się już dowiedziałem wystarczyło niecałe 5 minut aby zaplanować wycieczkę (- Zaliczyłem panie psorze? Może chociaż trzy plus?).

Piechcin, wapień, kopalnia odkrywkowa. Zawsze miałem słabość do rozkopanej ziemi (nie, nigdy nie chciałem zostać grabarzem). W ziemi można znaleźć różne fajne rzeczy. Kiedyś, na przykład, przekopując podłoże na działce znalazłem wersalkę i słoik... Chyba zbaczam nieco z tematu. Informacja o kamieniołomie w pobliżu rozbudziła moją wyobraźnię, ożyły wspomnienia: pierwszy zmiażdżony palec po nietrafionym ciosie młotkiem w okruch granitu, pierwszy (i chyba jedyny taki) karambol, spowodowany przez grupę studentów geologii rzucających na ruchliwą szosę w okolicach Katowic skamieniałe amonity... Trylobit się w oku kręci.

Plan był prosty: pociągiem do Mogilna (oszczędzam czas), dalej do łomu, powrót na działkę, 100 km i damy radę! Spakowałem sakwy, Biki wyprowadzony na zewnątrz, opowiadam mu o planach... Jej! Jak on na mnie spojrzał! Nie miałem serca pakować go do pociągu, nawet na te krótkie 30 minut. Postanowiliśmy zrobić to w sposób tradycyjny. :)

Na początek krajowa 15 ze zjazdem do Mogilna - łatwizna, tym bardziej, że kojarzyłem białą linię wzdłuż szosy, która z kolei kojarzyła się z poboczem. Linia - owszem - była, pobocze - jak na krajowej piątce (vide: powrót z Borów Tucholskich - nie ma jeszcze relacji? ups!), czyli nieistniejące. Ech! Nie mam szczęścia do 5-ek (byłem przeciętnym uczniem)... Trochę niepokoił dość silny wiatr z południa. Biki zasugerował zjazd w las i podróż w kierunku płn-wsch tak, żeby wiało nam bardziej w plecy (bagażnik) niż w bok, co też uczyniliśmy. Wspominałem już, że Biki ma wyłącznie dobre pomysły? ;) (swoją drogą silny wiatr może dostarczyć świetnej rozrywki: doskonale niesie wyplutą ślinę - bo przecież każdy facet lubi sobie od czasu do czasu splunąć; należy tylko pamiętać, żeby nie robić tego kiedy wieje nam w twarz. ;))

Droga, pole, rura w polu:






Biki i ja - pocieniowani:


Dobrze mi tak! :)


Jeszcze nie pop:


Biki poprosił abyśmy się zatrzymali, bo musiał na stronę: ;)


Kawernowy Podziemny Magazyn Gazu Mogilno (nie robię sobie jaj), czyli magazyn gazu ziemnego w... ziemi:


Z daleka coś, co musiałem sprawdzić...:


...z bliska jeszcze bardziej nie wiem co:




Widok na jezioro Chomiąskie, albo Oćwieckie. Właściwie jakie to ma znaczenie, jeśli ładnie?


Smaczek: nieczynna stacja paliw schowana w krzakach:


Detal:


Szczegół:


Ogół:


Element całości:


Fragment:


Tlenek żelaza:




Parlinek. Próbowałem pokombinować jaką właściwie historię opowiada to dzieło. Wygląda na ogień z ust woja, jednak usta ma woj raczej zamknięte... Z nosa też chyba nie, zza głowy jakby. Wypytałem okoliczną ludność i okazało się, że płomień bucha - z ucha. Bajania podają (lub podania bajają), że woj (nie sposób dziś określić imienia, ale na pewno któryś z tych ważniejszych) zachorował przejeżdżając przez to miejsce na zapalenie ucha środkowego. Prawego. W związku z tym, ze udzielono mu szybkiej i skutecznej pomocy medycznej, postanowił założyć w miejscu pomocy szybkiej i skutecznej osadę, nadając jej nazwę Parlinek. ;)


Hot-dog (w pobliżu): ;)


Niespełna 10 km od kopalni jakiś widzialny znak, że w pobliżu jest surowiec (chociaż nie jestem pewien czy biała cegła ma cokolwiek wspólnego z kamieniołomem, do którego zmierzałem):


Zwałowiska kopalniane (nie pozwolili wejść na, smuteczek):


Kolej linowa Janikowo - Piechcin:










Kamieniołom starszy, pochodzący z 1860 roku i zamknięty w latach sześćdziesiątych XX wieku. Maksymalna głębokość: około 24 m, przejrzystość wody do 12 metrów (!). Miałem ochotę popływać, ale dwóch ochroniarzy pilnujących skarpy (swoją drogą niewdzięczna robota) pozwoliło mi jedynie robić zdjęcia. Właściwie mogłem ich zapytać, czy w związku z tym pozwolą mi fotografować siebie samego kiedy się kąpię, ciekawe co by odpowiedzieli: ;)








Blisko, coraz bliżej... Cementownia Lafarge i jej 140-metrowa wieża podgrzewcza, czy coś. W każdym razie wygląda jak kosmodrom:


Tutaj już w towarzystwie (towarzysz stoi za moimi plecami). ;) Pewien zarowerowany, starszy jegomość, kiedy mijałem go na leśnej drodze zapytał dokąd jadę i co właściwie chciałbym zobaczyć. Okazało się, że jest pracownikiem cementowni i zaproponował, że mnie trochę poprowadzi. Żałował bardzo, że jest sobota i nie wiedział wcześniej, że mnie spotka :) bo wykorzystałby swoją przepustkę i wdrapalibyśmy się na wieżę cementowni (byłoby to sporym wyzwaniem dla mojego lęku wysokości):






Pył. Pył jest wszędzie. Obsiadł Bikiego, obsiadł mnie (zostałem zapylony!), w domu okazało się, że również matrycę (brawo Jasiu! w takich warunkach wymieniać obiektywy!):




Warto wspomnieć, że nigdy nie zapinam pasów bezpieczeństwa - uważam, iż nie chronią wystarczająco ;) jednak nie wychodzę z domu bez dwóch rzeczy: maseczki przeciwpyłowej i rękawic do pracy pod napięciem (nigdy nie wiadomo co może się przytrafić). Maseczka chyba się popsuła, bo podczas przymiarki okazało się, że - owszem - pyłu nie przepuści, ale nie przepuści również powietrza: ;)


Dzięki sympatycznemu towarzyszowi miałem niewątpliwą przyjemność zbliżyć się do aktualnie czynnego kamieniołomu. Nie dane mi było jednak zejść niżej i postukać młotkiem w ścianę (sorry Aga, pirytu nie będzie :)). Ciekawostką jest, że Francuzi (właściciele zakładu) sprowadzili na teren kopalni grupę muflonów z Sardynii, które doskonale zaadoptowały się do życia w tym środowisku. Świetny pomysł, wszak łatwiej przewieźć kilka parzystokopytnych do Polski niż przenieść kamieniołom do Włoch (chociaż jak znam Francuzów...):










O laluna, laluna!




Pod koniec wspólnej przejażdżki nieco pobłądziliśmy: ktoś na drodze prowadzącej do lasu usypał jedną wielką i kilkanaście małych hałd nadkładu, jednakowoż dzielnie przebrnęliśmy przez te mniejsze, potem przez pole ostrych badyli, po odnalezieniu drogi zwilżyliśmy usta i przełyki ciepła wodą z naszych bukłaków, zaś po następnych 2-3 kilometrach rozstaliśmy się w pokoju (właściwie na chodniku).

Jeśli do tego momentu podróży łykałem kilometry niczym żelki Haribo, to po zmianie kierunku na powrotny zderzyłem się z brutalną rzeczywistością w postaci ściany wiatru, który wydawał się odpłacać mi za wcześniejsza zmianę trasy i próby uniknięcia jego podmuchów. Chyba nawet słyszałem co jakiś czas jego szept: - Myślałeś, że mnie wykiwaszszszszszszszsz? ;)

Bory Tucholskie 2011 [7/7]

Piątek, 5 sierpnia 2011 Kategoria Wyprawy, Powyżej 100 km, GPS, Bory Tucholskie
Km: 116.39 Km teren: 0.00 Czas: 07:17 km/h: 15.98
Pr. maks.: 39.10 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 114,22 km
Całkowity czas: 10:12:36
Czas w ruchu: 7:33:25
Maks. prędkość: 191,70 km/h
Średnia prędkość: 11,19 km/h
Średnia prędkość poruszania: 15,11 km/h
Min. wysokość: 15 m
Maks. wysokość: 153 m
Wzrost wysokości: 1509 m
Min. nachylenie: -51,3%
Maks. nachylenie: 68,7%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 200 m (wysokość od -46 m do 154 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 566 m
Całkowity spadek terenu: 551 m



Wyjątkowo wciągające 116 km. Mogłem przebierać w krajobrazach kół, naczep i felg. Niektórzy z kierowców TIR-ów zachęcali do przyjrzenia się bliżej stanowi bieżników (być może - obładowany nie wiadomo czym - przypominałem im zakład wulkanizacyjny, albo serwis). Do wyboru miałem szukanie alternatywnej drogi (na śladzie widać, że próbowałem), jednak wiązało się to z wydłużeniem trasy o jakieś 30% i/lub jechaniem w piachu... Od Kowalewa do Żnina ucieczkowo: udało się nieco odetchnąć od bocznego wiatru, zakłócanego falami uderzeniowymi przejeżdżających ciężarówek.

Generalnie: katorga. Przystawałem i zjeżdżałem na nieistniejące pobocze na widok prawie każdego większego samochodu w lusterku. Niektórym nawet tak nie było w smak: pozdrawiam serdecznie kierowców, którzy mijając mnie włączali syreny. Szczególnie motywujące było to wtedy, kiedy byłem w ruchu...

Stan przejściowy:


Bydgoszcz, jak w dowcipie: dziura, to dziura. ;)
Przebijanie się przez duże miasta to to, co sakwiarz autobus lubi najbardziej (co poradzić, spieszyło mi się)...


To już dzień następny, po nocy spędzonej na działce (wystarczyła jedna, porządna ;)):
- Przepraszam, ale mama nie pozwala mi rozmawiać z nieznajomymi. ;)

kategorie bloga

Moje rowery

Drugie wejrzenie 1338 km
Stara miłość czasami jednak rdzewieje

szukaj

archiwum