autobus na rowerzeblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(6)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy autobus.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki

Dystans całkowity:601.11 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:32:31
Średnia prędkość:18.49 km/h
Maksymalna prędkość:44.10 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:75.14 km i 4h 03m
Więcej statystyk

Coraz cieplejszy będzie wiał wiatr - to pewne.

Piątek, 27 kwietnia 2012 Kategoria 71 - 100 km, Gnieźnieński fyrtel, Wycieczki
Km: 70.06 Km teren: 0.00 Czas: 04:13 km/h: 16.62
Pr. maks.: 35.70 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
Wydanie specjalne dla szosowców, którzy nie rozglądają się na boki. I innych, dla których każda pora roku jest identyczna i wygląda jak wyświetlacz licznika z pulsometrem. ;)

Rozpętała się, choć można było mieć wrażenie, że trochę się ociąga. Jestem przekonany, że doszło do poważnej rozmowy (być może stymulacji) między Nią, a Panem Wiosną. Czasami facet musi zainterweniować... ;)




Gęsto, coraz gęściej. Widziałem dwie potencjalne miejscówki, tylko że tego roku nie w tych rejonach zamierzam nocować. Polska Egzotyczna, być może, przynajmniej jej część. Nie wiem na ile ten nieco ambitny plan uda mi się zrealizować, ale od tego są plany, żeby czasami się nie realizowały (chyba nie powinienem tak myśleć). Właściwie zostały dwa miesiące, żeby zacząć się zbierać...








Konwalia już za chwilę:




Stąd prawdopodobnie wyszła Pani Wiosna, zanim przyszła. Po zimie spędzonej w takim lokum faktycznie sztuką jest zrobienie dobrego makijażu... ;)






- Za co? Za co?! - Za wilec! (ze specjalnymi pozdrowieniami dla Mariusza)




"A spider wanders aimlessly within the warmth of a shadow. Not the regal creature of border caves. But the poor, misguided, directionless familiar of some obscure scottish poet..." Czy coś. ;)










"Dead Bees On A Cake." (stop! chociaż to naprawdę świetna płyta)




Jeszcze chwila i setki odcieni zieleni uśrednią się do zwiędłego ciemnozielonego...


...albo pszenicznego. :)




Tak, wiosna bez dwóch zdań (tylko dlaczego on jest taki mały?!). :)










Dojechałem na działkę i nieco się zdziwiłem. Po chwili zrozumiałem, że skręciłem o siedem zjazdów za wcześnie. ;)


Jedna nie, ale dwie z całą pewnością (co potwierdza moje wcześniejsze obserwacje). :)

Wycieczka do oksfordu i kimerydu.

Sobota, 27 sierpnia 2011 Kategoria GPS, Powyżej 100 km, Wycieczki
Km: 105.02 Km teren: 0.00 Czas: 05:48 km/h: 18.11
Pr. maks.: 39.30 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 106,11 km
Całkowity czas: 9:06:31
Czas w ruchu: 6:13:53
Maks. prędkość: 52,23 km/h
Średnia prędkość: 11,65 km/h
Średnia prędkość poruszania: 17,03 km/h
Min. wysokość: 110 m
Maks. wysokość: 186 m
Wzrost wysokości: 1343 m
Min. nachylenie: -55,9%
Maks. nachylenie: 37,6%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 146 m (wysokość od 107 m do 253 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 632 m
Całkowity spadek terenu: 673 m

Znowu cudowna maksymalna prędkość i przewyższenia z My Tracks. Przemilczę to.



Haiku:
Po ocenie trasy wniosek nasuwa się logiczny:
Zrobił mi się trip geo-logiczny.

Oświecił mnie sebekfireman. Nie mam oczywiście na myśli włączenia światła w ciemnym pomieszczeniu, ani oświetlania sylwetki latarką - Sebastian pomógł mi uświadomić sobie, że nie uważałem na studiach. Bo zamiast grać w piłkarzyki (dla młodzieży: analogowa, długopisowo-kartkowa wersja FIFA'y) powinienem był skupić się na tym, co wykładali wykładowcy-prowadzący. Gdybym uważał, wiedziałbym zapewne, że nie dalej niż 60 km od miejsca mojego zamieszkania znajduje się kamieniołom. Nie wiedziałem. Ale kiedy się już dowiedziałem wystarczyło niecałe 5 minut aby zaplanować wycieczkę (- Zaliczyłem panie psorze? Może chociaż trzy plus?).

Piechcin, wapień, kopalnia odkrywkowa. Zawsze miałem słabość do rozkopanej ziemi (nie, nigdy nie chciałem zostać grabarzem). W ziemi można znaleźć różne fajne rzeczy. Kiedyś, na przykład, przekopując podłoże na działce znalazłem wersalkę i słoik... Chyba zbaczam nieco z tematu. Informacja o kamieniołomie w pobliżu rozbudziła moją wyobraźnię, ożyły wspomnienia: pierwszy zmiażdżony palec po nietrafionym ciosie młotkiem w okruch granitu, pierwszy (i chyba jedyny taki) karambol, spowodowany przez grupę studentów geologii rzucających na ruchliwą szosę w okolicach Katowic skamieniałe amonity... Trylobit się w oku kręci.

Plan był prosty: pociągiem do Mogilna (oszczędzam czas), dalej do łomu, powrót na działkę, 100 km i damy radę! Spakowałem sakwy, Biki wyprowadzony na zewnątrz, opowiadam mu o planach... Jej! Jak on na mnie spojrzał! Nie miałem serca pakować go do pociągu, nawet na te krótkie 30 minut. Postanowiliśmy zrobić to w sposób tradycyjny. :)

Na początek krajowa 15 ze zjazdem do Mogilna - łatwizna, tym bardziej, że kojarzyłem białą linię wzdłuż szosy, która z kolei kojarzyła się z poboczem. Linia - owszem - była, pobocze - jak na krajowej piątce (vide: powrót z Borów Tucholskich - nie ma jeszcze relacji? ups!), czyli nieistniejące. Ech! Nie mam szczęścia do 5-ek (byłem przeciętnym uczniem)... Trochę niepokoił dość silny wiatr z południa. Biki zasugerował zjazd w las i podróż w kierunku płn-wsch tak, żeby wiało nam bardziej w plecy (bagażnik) niż w bok, co też uczyniliśmy. Wspominałem już, że Biki ma wyłącznie dobre pomysły? ;) (swoją drogą silny wiatr może dostarczyć świetnej rozrywki: doskonale niesie wyplutą ślinę - bo przecież każdy facet lubi sobie od czasu do czasu splunąć; należy tylko pamiętać, żeby nie robić tego kiedy wieje nam w twarz. ;))

Droga, pole, rura w polu:






Biki i ja - pocieniowani:


Dobrze mi tak! :)


Jeszcze nie pop:


Biki poprosił abyśmy się zatrzymali, bo musiał na stronę: ;)


Kawernowy Podziemny Magazyn Gazu Mogilno (nie robię sobie jaj), czyli magazyn gazu ziemnego w... ziemi:


Z daleka coś, co musiałem sprawdzić...:


...z bliska jeszcze bardziej nie wiem co:




Widok na jezioro Chomiąskie, albo Oćwieckie. Właściwie jakie to ma znaczenie, jeśli ładnie?


Smaczek: nieczynna stacja paliw schowana w krzakach:


Detal:


Szczegół:


Ogół:


Element całości:


Fragment:


Tlenek żelaza:




Parlinek. Próbowałem pokombinować jaką właściwie historię opowiada to dzieło. Wygląda na ogień z ust woja, jednak usta ma woj raczej zamknięte... Z nosa też chyba nie, zza głowy jakby. Wypytałem okoliczną ludność i okazało się, że płomień bucha - z ucha. Bajania podają (lub podania bajają), że woj (nie sposób dziś określić imienia, ale na pewno któryś z tych ważniejszych) zachorował przejeżdżając przez to miejsce na zapalenie ucha środkowego. Prawego. W związku z tym, ze udzielono mu szybkiej i skutecznej pomocy medycznej, postanowił założyć w miejscu pomocy szybkiej i skutecznej osadę, nadając jej nazwę Parlinek. ;)


Hot-dog (w pobliżu): ;)


Niespełna 10 km od kopalni jakiś widzialny znak, że w pobliżu jest surowiec (chociaż nie jestem pewien czy biała cegła ma cokolwiek wspólnego z kamieniołomem, do którego zmierzałem):


Zwałowiska kopalniane (nie pozwolili wejść na, smuteczek):


Kolej linowa Janikowo - Piechcin:










Kamieniołom starszy, pochodzący z 1860 roku i zamknięty w latach sześćdziesiątych XX wieku. Maksymalna głębokość: około 24 m, przejrzystość wody do 12 metrów (!). Miałem ochotę popływać, ale dwóch ochroniarzy pilnujących skarpy (swoją drogą niewdzięczna robota) pozwoliło mi jedynie robić zdjęcia. Właściwie mogłem ich zapytać, czy w związku z tym pozwolą mi fotografować siebie samego kiedy się kąpię, ciekawe co by odpowiedzieli: ;)








Blisko, coraz bliżej... Cementownia Lafarge i jej 140-metrowa wieża podgrzewcza, czy coś. W każdym razie wygląda jak kosmodrom:


Tutaj już w towarzystwie (towarzysz stoi za moimi plecami). ;) Pewien zarowerowany, starszy jegomość, kiedy mijałem go na leśnej drodze zapytał dokąd jadę i co właściwie chciałbym zobaczyć. Okazało się, że jest pracownikiem cementowni i zaproponował, że mnie trochę poprowadzi. Żałował bardzo, że jest sobota i nie wiedział wcześniej, że mnie spotka :) bo wykorzystałby swoją przepustkę i wdrapalibyśmy się na wieżę cementowni (byłoby to sporym wyzwaniem dla mojego lęku wysokości):






Pył. Pył jest wszędzie. Obsiadł Bikiego, obsiadł mnie (zostałem zapylony!), w domu okazało się, że również matrycę (brawo Jasiu! w takich warunkach wymieniać obiektywy!):




Warto wspomnieć, że nigdy nie zapinam pasów bezpieczeństwa - uważam, iż nie chronią wystarczająco ;) jednak nie wychodzę z domu bez dwóch rzeczy: maseczki przeciwpyłowej i rękawic do pracy pod napięciem (nigdy nie wiadomo co może się przytrafić). Maseczka chyba się popsuła, bo podczas przymiarki okazało się, że - owszem - pyłu nie przepuści, ale nie przepuści również powietrza: ;)


Dzięki sympatycznemu towarzyszowi miałem niewątpliwą przyjemność zbliżyć się do aktualnie czynnego kamieniołomu. Nie dane mi było jednak zejść niżej i postukać młotkiem w ścianę (sorry Aga, pirytu nie będzie :)). Ciekawostką jest, że Francuzi (właściciele zakładu) sprowadzili na teren kopalni grupę muflonów z Sardynii, które doskonale zaadoptowały się do życia w tym środowisku. Świetny pomysł, wszak łatwiej przewieźć kilka parzystokopytnych do Polski niż przenieść kamieniołom do Włoch (chociaż jak znam Francuzów...):










O laluna, laluna!




Pod koniec wspólnej przejażdżki nieco pobłądziliśmy: ktoś na drodze prowadzącej do lasu usypał jedną wielką i kilkanaście małych hałd nadkładu, jednakowoż dzielnie przebrnęliśmy przez te mniejsze, potem przez pole ostrych badyli, po odnalezieniu drogi zwilżyliśmy usta i przełyki ciepła wodą z naszych bukłaków, zaś po następnych 2-3 kilometrach rozstaliśmy się w pokoju (właściwie na chodniku).

Jeśli do tego momentu podróży łykałem kilometry niczym żelki Haribo, to po zmianie kierunku na powrotny zderzyłem się z brutalną rzeczywistością w postaci ściany wiatru, który wydawał się odpłacać mi za wcześniejsza zmianę trasy i próby uniknięcia jego podmuchów. Chyba nawet słyszałem co jakiś czas jego szept: - Myślałeś, że mnie wykiwaszszszszszszszsz? ;)

Zabłądziłem.

Piątek, 15 lipca 2011 Kategoria 71 - 100 km, Gnieźnieński fyrtel, Wycieczki, GPS
Km: 89.02 Km teren: 0.00 Czas: 04:45 km/h: 18.74
Pr. maks.: 35.20 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 84,16 km
Całkowity czas: 7:32:49
Czas w ruchu: 6:44:56
Maks. prędkość: 36,94 km/h
Średnia prędkość: 11,15 km/h
Średnia prędkość poruszania: 12,47 km/h
Min. wysokość: 127 m
Maks. wysokość: 187 m
Wzrost wysokości: 720 m
Min. nachylenie: -11,3%
Maks. nachylenie: 13,0%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 60 m (wysokość od 126 m do 186 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 311 m
Całkowity spadek terenu: 360 m

Zgubiłem drogę i dwukrotnie mi urwało. Wiecie jak to jest, kiedy będąc w drodze odkłada się wartościowy posiłek, licząc na to, że za chwilę będzie się u celu podróży... wtem okazuje się, że nie za chwilę, tylko za 25 km, do tego właściwie jest się bliżej punktu startu niż punktu docelowego? Nie wiecie? Oczywiście, że nie, bo tylko ja jestem taki mądry i nie odżywiam się właściwie podczas wycieczek, a potem narzekam, że mi słabo. ;)



Podobno nie ma ścisłej definicji kiczu. Ja znalazłem jego kwintesencję (Disneyland w drodze na Lubochnię):


Tu trochę ;) lepiej. Zamożne regiony (jak np. Wielkopolska) mają jedną zasadniczą wadę: brak tradycyjnego budownictwa, bo jeśli tylko nadarzała się okazja pan, bamber, nawet niezbyt bogaty chłop burzył i stawiał nowe. Na szczęście nie wszystkich było stać, dzięki temu wycieczki są przyjemniejsze: :)


Według mapy ta droga powinna być w nieco lepszym stanie. Zaryzykowałem, nie kończyła się w polu tylko biegła do miejsca, do którego biec powinna:


Trzemeszno. Początkowo nie rozumiałem dlaczego nad miastem unosi się zielona łuna. Po pokonaniu zakrętu olśniło mnie (dosłownie) i - żeby nie spowodować wypadku - musiałem zjechać na kwadrans na chodnik, żeby oczy oswoiły się z nową rzeczywistością/jakością: ;)


Nadal Trzemeszno. Zanotowane w pamiętniku, że warto tam wrócić na dłużej:


Przyznaję uczciwie, iż nie wiem o co mi chodziło: ;)


Droga stromo pod górkę, dom niby podobnie, a jednak dziwnie jakoś...:


Detal:


Kruchowo:


Oraz Dworek w Kruchowie:


Detal większy:


Niedługo potem zacząłem błądzić. W sumie skończyło się całkiem smacznie, bo pędzony głodem zatrzymałem się w nowo otwartym gościńcu w Modliszewku, gdzie zjadłem gorące, świetnie podane, pyszne penne z kurczakiem i brokułami w śmietanie. Fura kalorii za jedyne 12,-. :)

Jestem ekspertem od nadawania nazw wpisom. Ten będzie się nazywał: Wycieczka.

Piątek, 24 czerwca 2011 Kategoria 71 - 100 km, Gnieźnieński fyrtel, Wycieczki, GPS
Km: 82.36 Km teren: 0.00 Czas: 04:29 km/h: 18.37
Pr. maks.: 35.40 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 82,39 km
Całkowity czas: 6:59:37
Czas w ruchu: 4:55:32
Maks. prędkość: 35,10 km/h
Średnia prędkość: 11,78 km/h
Średnia prędkość poruszania: 16,73 km/h
Min. wysokość: 133 m
Maks. wysokość: 196 m
Wzrost wysokości: 974 m
Min. nachylenie: -14,9%
Maks. nachylenie: 15,7%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 66 m (wysokość od 132 m do 198 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 339 m
Całkowity spadek terenu: 347 m

(jak łatwo zauważyć, pod koniec trasy na chwilę porwali mnie kosmici, albo zapadłem się pod ziemię)



Powiem tak: szczęścia chodzą parami. Pierwsze, które przyszło, doszło było takie, że w ca. 15 sekund od pierwszej kropli deszczu, która zmoczyła moje siwe skronie znalazła się wiata przystanku autobusowego. Po wspomnianych 15 sekundach niebo spadło mi na głowę. Właściwie na wiatę. I nie mi, tylko PKS-owi. Nieważne. ;) Drugie polegało na tym, iż deszcz, utrzymując precyzyjne 30 stopni kąta natarcia nacierał na tył przystanku. Gdyby od przodu - zniosłoby to plusy dodatnie pierwszego szczęścia (ale to chyba oczywiste). Leje:


Ładnie i nawet przyjemnie. Jeśli jest się pod wiatą, a deszcz pada od tyłu: :)


To tylko słaba konwersja do skali szarości (tak naprawdę było normalnie, czyli kolorowo - burza nie potrafi aż tak): ;)


Się przejaśnia:


I to, co najpiękniejsze po burzy... Nie wszystkie się tak kończą, niestety (jak to w życiu):


Prawda?


Ślady Rysich pazurów (wpółpracowniki zrozumiejom nawiązanie; przynajmniej niektóre, bo ta Ania z księgowości to niezła księgowa jest...):


Chwilę wcześniej, na tej właśnie drodze i nie więcej niż 50 m przede mną wybiegł i zatrzymał się jeleń z dwoma łaniami. Wrażenie wyjątkowe, bo po raz pierwszy widziałem jelenia (oczywiście mówimy o zwierzętach):


...szybkie spojrzenie w tył:


Stanowisko pozyskiwania zieleni dla przemysłu i zastosowań domowych:


Hm. Nie bardzo rozumiem intencję postawienia tego znaku w środku lasu. Generalnie nie bardzo, ale śmiesznie, nie powiem:


Się buduje S5, oj! buduje! ("Przecież na tym piachu za trzydzieści lat, przebiegnie z pewnością jasna, długa, prosta, szeroka jak morze Trasa Łazienkowska!"):


Pan ciężarek. O ciężarkach będzie nieco dalej:


Jedyny w Europie (być może na świecie) kamienny odcinek. W przeciwieństwie do kamiennych kręgów kamienne odcinki i proste wytwarzają o wiele więcej mocy. Potrafią, na przykład, wygenerować w pobliżu (z dnia na dzień) stalowy płot, dziesiątki kiczowatych drzewek, czasami nawet dwukondygnacyjny dom:


Dewastacja czwartorzędu pod budowę drogi S5:


Cd. dewastacji (na drugim planie: oligocen, o ile się nie mylę):


Czwartorzęd zdewastowany. (- Przynajmniej będą ryby. - zagaiłem do pana koszącego trawę na działce w pobliżu. - Ryby były wcześniej. - odpowiedział pan. Chyba paleontolog jakiś...) ;)


To zdjęcie to jedyna wyjątkowa rzecz na tym kilkukilometrowym odcinku trasy. Podobno gdzieś w pobliżu jest Park Krajobrazowy Promno oraz spodziewałem się w związku z tym wąskiej, spokojnej asfaltówki. Jednak wąską i spokojną (być może kiedyś) asfaltówką śmigały, z częstotliwością co 60 sekund wywrotki puste albo wyładowane piachem (czwartorzędem). Cóż im się dziwić? Euro. Psia mać ich.


Violet in violet, more violet:


Rowery z Niemiec. Ha! :)


Sławno:


Również:


Dziećmiarki (nawet nie próbuję się domyślać skąd wzięła się ta nazwa). Miały być ruiny. Jedyne jakie znalazłem to te na zdjęciu (prawdopodobnie koniec XX/pocz. XXI wieku):


Uciekam!


Tego świątka znam bardzo dobrze i bardzo dobrze prezentował się, tym razem, na tle ciemnego, burzowego nieba:


Najadłem się, mogę odpocząć:

Torem, lasem [2]

Poniedziałek, 13 czerwca 2011 Kategoria 31 - 70 km, Gnieźnieński fyrtel, Wycieczki, GPS
Km: 44.14 Km teren: 0.00 Czas: 02:23 km/h: 18.52
Pr. maks.: 31.10 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 42,16 km
Całkowity czas: 02:46:33
Czas w ruchu: 02:20:05
Maks. prędkość: 30,6 km/h
Średnia prędkość: 15,19 km/h
Średnia prędkość poruszania: 18,06 km/h
Min. wysokość: 131 m
Maks. wysokość: 162 m
Wzrost wysokości: 310 m
Min. nachylenie: -10%
Maks. nachylenie: 8,5%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 34 m (wysokość od 130 m do 164 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 151 m
Całkowity spadek terenu: 139 m



Zamknięcie weekendu w dworcu i zagrodzie. Próbowałem znaleźć choćby ślad po kolejce wąskotorowej, której jedna z nieczynnych linii powinna znajdować się w pobliżu, ale (dowiedziałem się już przy końcu trasy) torowiska wraz z przystankami i poboczami zwinięto już dawno, dawno temu i wywieziono nie wiadomo dokąd (przypuszczalnie w siną dal). Jednak nie narzekam, bo było to przyjemne, słoneczne i spokojne 40 km.

Zaczynam od wyhaczonego gdzieś między drzewami domu dziecka w miejscowości Kołdrąb. Niby ładne, ale kiedy sobie uświadomić funkcję jaką pełni ten stylowy pałacyk, robi się mniej radośnie:


Potem mało cienia, dużo pól i ruiny zabudowań. Niesamowicie pobudzają moją wyobraźnię takie miejsca. Pojawiają się obrazy, głosy (tak, czasami je słyszę ;)). Zastanawiam się jak biegło w nich i wokół nich życie, kiedy jeszcze byli tutaj ludzie. A teraz? A teraz wygląda to tak, jakby ktoś rozpoczął budowę ceglanego ogrodzenia dla krzaków: ;)


Trochę bardziej luksusowe, jakby:


Gdzieś w drodze: zaczątki moru bydła odmiany albinotycznej:


Laskowo:


Cudowne źródełko. Po wypiciu 200 litrów odrastają odcięte kończyny. Trzeba tylko uważać, żeby nie przesadzić, bo mogą wyrosnąć dodatkowe: ;)


Mieleszyn. Sporo zabudowań, duży dworzec, jednak kompletnie martwy.


Napisane: Ośno, jednak to wciąż ten sam dworzec (nie znalazłem osoby, która potrafiłaby mi to wyjaśnić):




Nie ma jak pompa:




Ukoronowanie wycieczki (odwrotność wisienki na torcie). Dworzec w Świątnikach. :)

Torem, lasem [1]

Sobota, 11 czerwca 2011 Kategoria 71 - 100 km, Gnieźnieński fyrtel, Wycieczki, GPS
Km: 90.84 Km teren: 0.00 Czas: 04:52 km/h: 18.67
Pr. maks.: 36.20 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 86,22 km
Całkowity czas: 7:51:23
Czas w ruchu: 5:14:37
Maks. prędkość: 35,15 km/h
Średnia prędkość: 10,97 km/h
Średnia prędkość poruszania: 16,44 km/h
Min. wysokość: 121 m
Maks. wysokość: 186 m
Wzrost wysokości: 1127 m
Min. nachylenie: -20,1%
Maks. nachylenie: 12,8%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 69 m (wysokość od 119 m do 188 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 496 m
Całkowity spadek terenu: 525 m



Jako rzekłem, wybrałem się odwiedzić kilka okolicznych (nie całkiem opuszczonych) dworców. Tym razem zamiast topowego telefonu z Androidem do robienia zdjęć postanowiłem użyć bardziej tradycyjnego sprzętu (o ile tradycyjnym można nazwać cyfrowy kompakt sprzed kilku lat). I znacznie lepiej mi z tym, a co. Z wartych odnotowania punktów wycieczki warto odnotować :) wyjątkowo pomyślne lądowanie po poślizgu na plamie oleju (pozostało delikatne zarysowanie na goleni i lusterku - obydwa zakleiłem plastrem, to drugie goi się raczej wolno).

Do rzeczy (uprzedzam: będzie sporo zdjęć, nie mam niczego na swoje usprawiedliwienie). Na pierwszy ogień: Obora (może nie wygląda, ale tak się właśnie nazywa). Nie napiszę niczego odkrywczego: wszystkie budynki przy odwiedzanych przeze mnie nieczynnych liniach kolejowych nadal są zamieszkane. Co więcej, bywa, że liniami tymi wciąż (nawet kilka razy dziennie) przejeżdżają pociągi towarowe. Jednak ruch pasażerski jest dawno wstrzymany. W pobliżu głównego budynku dworca - zazwyczaj budynek gospodarczy (żałowałem, że nie mogę przyjrzeć się temu, co w środku). Mieszkańcy przyjaźni, rozmowni ("Pan z jakiej gazety?"), chociaż w Oborze dało się słyszeć komentarze, że "Co to za wychowanie, tak robić zdjęcia!". Chyba nawet próbowano mnie onieśmielić: najpierw młody człowiek z odsłoniętym torsem przespacerował się przede mną (rzucił prowokujące spojrzenie, ale nie chowam urazy). Po chwili starszy jegomość, podobnie, jednak tym razem pogardliwe spojrzenie rzucone na mój rower strasznie mnie rozeźliło - powstrzymałem się ostatkiem sił: :)






Dyrektor Zjednoczenia:


Czerwone maki na Monte... wróć! ...w drodze na Zdziechowę:


Większość dróg dojazdowych do dworców pozostała brukowana:


Dębnica:


...i zabudowania (wyjątkowo - w tym wypadku - nie zależało mi na zwiedzaniu i fotografowaniu wnętrza, potrafiłem je sobie wyobrazić, chociaż...):


Prawdopodobnie gołębnik (dojazd do Kłecka):


Dworzec w Kłecku (i okoliczne):










Ten pan był, jak się zdaje, w trakcie pielenia kilkuhektarowej grządki buraków. Czysta ekologia: (ciekawy jestem, czy rośliny też wysadzał ręcznie)


Pałac w Zakrzewie. Trwały przygotowania do jakiejś uroczystości... Na imprezę nie udało mi się wkręcić (było coś nie tak z moim strojem), ale dyrektor (obiektu, nie zjednoczenia) pozwolił fotografować:






Olekszyn (i zabudowania):






Dwór w Łagiewnikach Kościelnych. Gmina dba o to, żeby obiekt zachowywał swój zabytkowy wygląd. Dba bardzo:






Rybno Wielkie:


Wbrew pozorom to nie Prypeć na Ukrainie:




Mijam, ładne:


Lubię:


Coś ze Szlaku Drewnianych Kościołów (Jabłkowo):


Zrobiło się rodzinnie, na festynie rodzinnym:


Odkryło się także co nieco w głębi parku:




Co ciekawe, jeszcze 2 lata temu dworek ten wyglądał tak (źródło):


...i głębiej:


Popowo Kościelne:




Zgrabna bryła budynku dworca...:


...i mniej zgrabny Punkt Odbioru Buraków: :)


Gołaszewo:




Na koniec jeszcze kilka km piachu (a tak bardzo chciałem mieć wtedy skrzydła!):


I Janowiec Wielkopolski. Nie starczyło sił i czasu, ale miasteczko warte uwagi:




Obiaaaaad!

Drugie koty

Piątek, 10 czerwca 2011 Kategoria 31 - 70 km, Gnieźnieński fyrtel, Wycieczki, GPS
Km: 54.64 Km teren: 0.00 Czas: 02:51 km/h: 19.17
Pr. maks.: 31.40 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 52,91 km
Całkowity czas: 3:25:10
Czas w ruchu: 2:54:17
Maks. prędkość: 34,07 km/h
Średnia prędkość: 15,47 km/h
Średnia prędkość poruszania: 18,21 km/h
Min. wysokość: 124 m
Maks. wysokość: 166 m
Wzrost wysokości: 433 m
Min. nachylenie: -10,3%
Maks. nachylenie: 9,8%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 44 m (wysokość od 123 m do 167 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 170 m
Całkowity spadek terenu: 134 m



Wczoraj tam, dziś z powrotem. Żadnych rewelacji oprócz tego, że jechało się naprawdę rewelacyjnie: :)

Gącz, wiekowe, lubię:


Opuszczony dworzec przy nieczynnej linii kolejowej. Po pierwsze: opuszczone dworce zawsze kojarzyły mi się z gorącym latem: wysychające pobocza, falujące powietrze nad zarastającymi torowiskami, których jedynymi mieszkańcami wydają się być świerszcze i motyle. To przyjemne skojarzenie. Po drugie: mam słabość do starych budynków z czerwonej cegły. Z tego połączenia wyszło trzecie: plan przejazdu wzdłuż kilku odcinków nieużywanych linii kolejowych w okolicy (część pierwsza już wkrótce):


Łopienno: piękna wieś ze stylową zabudową. Kto nie widział, niech zobaczy:


W dalszym ciągu Łopienno, plus środki artystyczne w postaci pomazanego paluchami obiektywu i ustawienia pod Słońce: ;)


Nie mogłem się oprzeć, żeby czegoś z tym nie zrobić: ten układ po prostu nijak nie pasuje do początków XXI wieku:


Bruk, jak asfalt (i wcale nie "prawie jak"):


Ule (jedna, druga, trzecia ula):


Kłecko. Tu też ładnie.




Oraz: loszki, knurki - za pieniążki (nie mogłem się powstrzymać): ;)

Pierwsze koty za płoty

Sobota, 4 czerwca 2011 Kategoria 31 - 70 km, Gnieźnieński fyrtel, Wycieczki, GPS
Km: 65.03 Km teren: 0.00 Czas: 03:10 km/h: 20.53
Pr. maks.: 44.10 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Drugie wejrzenie Aktywność: Jazda na rowerze
My Tracks/Android:
Całkowita odległość: 64,84 km
Całkowity czas: 5:28:28
Czas w ruchu: 3:30:04
Maks. prędkość: 42,30 km/h
Średnia prędkość: 11,84 km/h
Średnia prędkość poruszania: 18,52 km/h
Min. wysokość: 112 m
Maks. wysokość: 233 m
Wzrost wysokości: 1056 m
Min. nachylenie: -16,9%
Maks. nachylenie: 16%

GPSies.com:
Różnica wysokości: 125 m (wysokość od 111 m do 236 m)
Całkowite wzniesienie terenu: 381 m
Całkowity spadek terenu: 401 m

Zebrałem się i oto pierwsza wycieczka, którą dzielę się na bikestats. Niewątpliwie sporym impulsem było nabycie doskonałego HTC Desire z mnóstwem przydatnego oprogramowania (takiego jak np. Angry Birds) i kompletnie bezużytecznych (wysyłanie wiadomości, dzwonienie, GPS...) funkcji. Jako pierwsze (z tych mniej przydatnych) na ruszt trafiło My Tracks od Google'a. Niestety nie wytrzymało temperatury (nie wykluczam, że "kucharz" coś spartolił) i trasy wczytane do Maps Google są pocięte na kawałki. Czyli ten sposób publikowania - póki co - odpada. Na szczęście dzięki wskazówkom niejakiego meaka trafiłem na GPSies.com gdzie nikomu niczego nie ucięło, więc pierwszy ślad wiedzie właśnie tam.

Krótko o trasie: spokojnie, płasko i gorąco, jak zwykle w Wielkopolsce o tej porze roku. :) Od mniej więcej 28 do 40 kilometra apetyczne śródleśne zjazdy i równie atrakcyjne (tylko z przeciwnym znakiem) długie podjazdy:



Okolice Lulkowa, kierunek: Jastrzębowo:


Wsi może i wesoła, ale nie całkiem spokojna (zza domu widocznego na zdjęciu wyskoczył na mnie nieuwiązany owczarek niemiecki - w każdym razie coś w stylu). Jestem przekonany, że był specjalnie tresowany do napadania na rowerzystów, na mnie, whatever:


Lokalne centrum kulturalno-rozrywkowe:


Wydaje się, że to całkiem ładna droga, prawda? A nie-prawda. Była pełna niezliczonych łatek i nierówności, w które idealnie wpasowywały się 28-calowe koła mojego roweru, uniemożliwiając osiągnięcie prędkości powyżej 20 km/h. Brakowało tylko wiatru w oczy (za to solidnie grzało w plecy):


Tu trochę ładniej:


Jakaś alternatywa dla wiecznie naćpanych krasnali ogrodowych jest (wiecznie naćpane ogrodowe żaby?):


Leszek Biały (serio):


60 km za nami, do domu daleko. Pochowajcie mnie i Bike'a pod tymi brzozami...:


...albo wrzućcie w zboże:


PS Jakimś cudem (i okrężnymi drogami) udało mi się jednak zguglać trasę bez rozczłonkowań. Jeszcze nie wiem, czy pozostanę przy GPSies.com...

kategorie bloga

Moje rowery

Drugie wejrzenie 1338 km
Stara miłość czasami jednak rdzewieje

szukaj

archiwum